Z racji tego, że minęło dość sporo czasu od mojego ostatniego postu chciałabym tylko napisać kilka słów wyjaśnienia. Jak wiecie początek maja był dla mnie naprawdę bardzo ważny, ponieważ zdawałam matury. Nieco zaniedbałam bloga, ale chciałam się skupić na dobrym napisaniu matur. Tym bardziej, że brałam sobie jako przedmiot dodatkowy biologię i chciałam się do niej porządnie przyłożyć. Teraz jestem już jednak po wszystkich maturach i mogę z ulgą odetchnąć. Co prawda na wyniki matur pisemnych trzeba jeszcze poczekać, jednak już bardzo cieszę się ze zdania tych ustnych. Polski poszedł mi naprawdę dobrze bo, aż na 90% z angielskim niestety poszło dużo gorzej, udało mi się zdobyć tylko 50% jednak cieszę się, że zdałam. Stres towarzyszący egzaminom ustnym... WOW. Nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak bardzo mogę być zdenerwowana. Tak jak wspominałam już wcześniej, na szczęście egzaminy mam już za sobą i mogę z czystym sumieniem wrócić do blogowania.
Na dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję pewnego duetu z The Body Shop. Jest to szampon i odżywka z serii Honey moisturising. Postanowiłam napisać o nich w jednym poście, ponieważ najczęściej używałam ich właśnie razem i mam wrażenie, że wówczas spisują się najlepiej. Dostałam ten zestaw już dość dawno od chłopaka. W końcu tyle razy wysłuchiwał jakie to straszne, że w Poznaniu nie ma sklepu TBS, że aż postanowił wziąć sprawy w swoje ręce nie po raz pierwszy. Strasznie się ucieszyłam widząc te o to kosmetyki. W końcu jestem blogerką kosmetyczną, z naciskiem na włosy. I ja miałabym nie wypróbować kosmetyków z the body shop? No proszę Was, przecież ja muszę wypróbować wszystko po kolei. A tak poważniej,to od dawna zastanawiałam się nad zakupem jakiegoś szamponu i odżywki właśnie tej firmy.
Przejdźmy już do konkretów, zacznę od szamponu.
Skład: Water, Sodium Cocoyl Isethionate, Sodium Methyl Cocoyl Taurate, Stearic Acid, Honey, Coconut Acid, Glycerin, Acrylates/Palmeth-25 Acrylate Copoymer, Bertholletia Excelsa (Brazil) Nut Oil, Sodium Chloride, Sodium Isothionate, Olea Europea (Olive) Fruit Oil, Phenethyl Dimethicone, Phenoxyethanol, Disodium Lauryl Sulfosuccinate, Zea Mays (Corn) StarchCetearyl Alcohol, Benzyl Alcohol, Fragrance, Lanolin, Polyquaternium-10, Methylparaben, Aminomethyl Propanol, Cocamidopropyl Betaine, Hydrogenated Castor Oil, Hydrolysed Wheat Protein, PG-Propyl Silanetriol, Polyquaternium-7, Propylparaben, Bertothelia Excelsa (Brazil) Nut Amino Acids, Wheat Amino Acids, Disodium EDTA, Tocopherol, Potassium Sorbate, Butylparaben, Ethylparaben, Isobutylparaben, Titanium Dioxide.
Jeżeli chodzi o opakowanie to jest ono naprawdę proste. Okrągła butelka wykonana z dość mocnego,
grubego i zabarwionego na taki właśnie miodowy kolor plastiku. Na butelce znajduje się biała naklejka z rysunkiem plastra miodu oraz z wszystkimi informacjami takimi jak zastosowanie, do jakich włosów się nadaje czy skład. Nakrętka jest na klik co możecie zobaczyć na zdjęciu z prawej strony. Konsystencja jest bardzo gęsta jak na szampon. Kolor jest w sumie nieco mleczny, a jeżeli chodzi o zapach to po prostu mm... Uwielbiam takie nuty zapachowe, chociaż moim zdaniem nie jest to zapach typowego miodu co bardziej mieszanki miodu z przyprawą do piernika (jakoś tak mi się właśnie zaraz pierniki kojarzą, za każdym razem gdy wącham tego szamponu).
Przejdźmy do działania, bo zapewne to właśnie ono najbardziej Was interesuje. Tak więc muszę powiedzieć, że szampon sam w sobie szału nie robi. Kiedy używam go normalnie, czyli wyciskam na dłoń, a następnie nakładam na włosy to potrzebuję go strasznie dużo, aby w ogóle rozłożyć go na skórze głowy i włosach. Kiedy zastosuję metodę kubeczkową wygląda to o niebo lepiej. Potrzeba go wówczas mniej i dużo lepiej się pieni. Podczas używania metody kubeczkowej starcza na naprawdę długo, jednak kiedy używamy szamponu bezpośrednio na włosy bez żadnego rozcieńczania no to, że tak powiem "lipka". Nie chce się pienić i w ogóle jakoś takie mam wrażenie, jak by w ogóle nie mył włosów. Duży plus za nie splątywanie włosów. Dużo łatwiej jest mi po nim rozczesać włosy niżeli np. po użyciu szamponu babydream.
Skład: Aqua, Musa Sapientum, Cetearyl Alcohol, Mel, Quaternium-80, Glycerin, Behetrimonium Chloride, Bertholletia Excelsa, Olea Europaea, Sesamum Indicum, Amodimethicone, Benzyl Alcohol, Phenoxyethanol, Panthenol, Hydroxyethylcellulose, Parfum, Isopropyl Alcohol, Coumarin, Wheat Amino Acids, Butylphenyl Methylpropional, Sodium Chloride, Linalool, Cetrimonium Chloride, Citric Acid, Disodium EDTA, Tocopherol, Trideceth-12, Benzyl Benzoate, Ascorbic Acid, Potassium Sorbate.
Opakowanie jest tak naprawdę identyczne jak szamponu z tą różnicą, że plastik jest koloru kremowego. Zapach odżywki jest odrobinę bardziej intensywny jednak wciąż jest to zapach miodu z przyprawą do piernika. Kolor również jest bardziej intensywny, a konsystencja jeszcze gęstsza.
Jeżeli chodzi o działanie odżywki to po jej pierwszym użyciu po prostu otworzyłam szeroko oczy i usta, i zerkałam w lustro z niedowierzaniem na twarzy, cały czas dotykałam włosów, jak gdyby sprawdzając czy one na pewno są moje. Włosy były idealnie dociążone i wygładzone. Miękkie i przyjemne w dotyku, naprawdę ciężko było mi się powstrzymywać przed ich ciągłym dotykaniem! Zakochałam się w tej odżywce od pierwszego użycia i myślę, że co jakiś czas będę ją kupowała bo po prostu świetnie działa na moich włosach no i nie plącze ich, przez co rozczesywanie nie jest niczym strasznym! Po prostu daje efekt jedwabistych włosów. A no i zapach utrzymuje się przez jakiś czas na włosach, więc dla tych którzy lubią takie zapachy to po prostu odżywka idealna! :)
Cena ok. 40zł/250ml dostępne stacjonarnie w sklepach The body shop, oraz na allegro.